Prawa autorskie do fotografii od 2 do 15 na stronie pierwszej należą do Herder Institut w Marburgu (RFN).
Prawa autorskie do tekstu i pozostałych fotografii należą do Ośrodka "KARTA".
Artykuł został umieszczony za zgodą redakcji kwartalnika "Karta".
[Część pierwsza: Lata 1900-1939]
36 numer "Karty": Polacy-Niemcy. Wokół Wilczych Błot" Część trzecia: okres powojenny: 1945-1950 |
Kronika szkolna w Starej Kiszewie: Sprawiedliwości stało się zadość. Potęga Krzyżacka została złamana. Szkoła tutejsza stała się znowu krzewicielką oświaty i kultury polskiej. Podczas okupacji zostały zniszczone wszystkie akta polskie. [...] szkoła uruchomiona była l kwietnia 1945. Poprzednio jednak trzeba było włożyć dużo pracy- gdyż wojska niemieckie urządziły w tutejszej szkole szpital. Wobec naporu wojsk sowieckich Niemcy zostawili różne narzędzia lekarskie, a nawet części ciał ludzkich. Trzeba było wszystko to usunąć. W ogródku obok drwalni pochowano szesnastu żołnierzy niemieckich. Cały inwentarz szkolny został rozgrabiony przez tutejszą ludność i zniszczony przez okupanta. Zaledwie jedna izba lekcyjna zaopatrzona była w ławy. Stara Kiszewa, 1945 [9] Ks. Franciszek J. Wołoszyk: Dopiero po trzech tygodniach, gdy już część policji pociągnęła za wojskiem, a jej miejsce zajęła milicja polska z opaskami, znajomy wójt Narloch w Konarzynach, wciągnął mnie na listę obywateli naszej wioski. I odtąd zacząłem urzędować jako duszpasterz w rodzinnej parafii, zamieszkując nadal przy rodzinie. Nic było już teraz rewizji w poszukiwaniu ludzi, lecz żywności. Wszyscy dziwili się, że nowa Polska nadciągnęła tak bardzo wygłodniała. Jeszcze słychać było na zachodzie echo wal k frontowych, a już grupy cywilnych urzędników (nie wiadomo skąd się wzięli!) przebiegały zabudowania, przeszukując puste stajnie, stodoły poddasza, strychy. Moi bracia postarali się o trzy krowy, jako jedyny inwentarz powojenny na 300-morgowym gospodarstwie, ale wkrótce nadszedł nakaz, by jednaj z nich odstawić do gminy w Starej Kiszewie. l Rolnicy podziwiali polskich kontrolerów, którzy prześcignęli Niemców w sprycie i gorliwości. Wynajdywali wszystko; nawet ziarno pod zasiewy starannie gdzieś ukryte. Ta "sumienność" i nakaz oddawania kontyngentów, chociaż nie było z czego, zniechęciła gospodarzy na progu wolności. [15] Lucjan Narloch do Urzędu Repatriacyjnego w Kościerzynie: Ja, niżej podpisany proszę uprzejmie Urząd Repatriacyjny w Kościerzynie o przyznanie mnie [na własność] 3,5-hektarowego gospodarstwa po Niemcu Neubauer Wilhelmie w Nowych Polaszkach z następujących] powodów. Ja, urodzony 12 stycznia 1902 w Olpuchu pow. Kościerzyna, jestem męczennikiem wraz z moją rodziną, ponieważ Niemcy po zwolnieniu mnie z niewoli wygnali mnie na roboty w głąb, a moją rodzinę nad Bug. Ojca mojej żony zamordowali, a mnie jako gorliwego Polaka poszukiwali, chcąc mnie też zamordować. Wszystko, co posiadałem, mnie zrabowali, a gdy w marcu 1945 roku wróciłem do domu, nie zastałem nic z mojego mienia. Wtenczas, nie mając innego wyjścia, zwróciłem się do Zarządu Gminnego w Starej Kiszewie o przyznanie mnie gospodarstwa po Niemcu, co też zrobiono i przyznano mnie 3,5-hektarowe gospodarstwo po Niemcu Neubauer Wilhelmie w Nowych Polaszkach, gdzie od tego czasu sumiennie i wzorowo gospodarzę i wywiązuję się z moich obowiązków i chciałbym dalej pracować szczerze i sumiennie dla dobra Państwa i rodziny. Nadmieniam, że jestem Polakiem nie eindeutorowanym. Mam dwoje dzieci: Jan, lat 17 i Paweł, lat 15. Wobec tego proszę jeszcze raz o przychylne załatwienie mego wniosku i przyznanie mnie tego gospodarstwa. Nowe Polaszki, 22 sierpnia 1945 [8] Józef Brzoskowski do Urzędu Repatriacyjnego w Kościerzynie: Ja, Josef Brzoskowski, urodzony 12 grudnia 1920 w Juszkach pow. Kościerzyna, proszę Urząd Reperacyjny [!] o przydzielenie gospodarstwa rolnego po Niemcu Helmucie Korffie z Wilczego Błota w obszarze 17 ha na własność. Moje uzasadnienie. Pracuję na tym gospodarstwie od 1941 roku. Jako Polak przeżywałem różne prześladowania podczas wojny. Niemiec, u którego pracowałem na tym gospodarstwie, był zacięty hakata i esesman. Jak stanowczo odpowiedziałem, że jestem i pozostanę Polakiem, to zbił mnie do nieprzytomności lak. że to klepisko i to podwórze jest skropione moją krwią. Musiałem pracować ponad ludzkie siły tak, że jestem i na zdrowiu uszkodzony. Teraz, kiedy wybiła godzina sprawiedliwości, to Zarząd Gminny Starej Kiszewy przydzielił mnie to gospodarstwo i obecnie staram się to gospodarstwo jak najlepiej uprawiać. Nadmieniam, że ojciec mój w tej samej miejscowości posiada około 36 mórg ziemi, a do utrzymania jest osób, bo 12 dzieci, więc trudno jest z taką rodziną na tak małym gospodarstwie się utrzymać i ja jako syn najstarszy wziąłem część z rodzeństwa do siebie, aby Rodzicom pomóc. Na tej drodze proszę Urząd Reperacyjny, aby moją prośbę uwzględnił. Poświadczam, że Josef Brzoskowski z Wilczego Błota jest dobrym Polakiem, że do żadnych grup niemieckich nie należał. Jest dobrym, pracowitym człowiekiem, dobrym rolnikiem. Stara się o jak najlepsze prowadzenie tego gospodarstwa. Gospodarstwo jest w najlepszym stanie i zasługuje, aby go przydzielono Brzoskowskiemu na własność. (-) Sołtys Wilcze Błota, 30 września 1945 [8] Marianna Narloch do Urzędu Repatriacyjnego w Kościerzynie: Ja, niżej podpisana Marianna Narloch, Wdzydze, poczta Olpuch, pow. Kościerzyna. proszę bardzo uprzejmie o przydzielenie mnie gospodarstwa poniemieckiego po Niemcu Adolf Schwonke w Nowych Polaszkach, na którym jest jako opiekun, czyli administrator Franciszek Szramka, obszar wynosi około 140 mórg. Mam rodzinę z 14 osób, w tym 10 dzieci we wieku od l do 18 lat, posiadam własny inwentarz, jako to 2 konie robocze, 3 krowy, 3 owce i 2 maciorki oraz drób i jestem w sianie to 140-morgowe gospodarstwo dobrze obrobić i wszelkim wymaganiom gospodarczym podołać. Moje gospodarstwo w Wdzydzach, około 95 ha oddałam dnia 26 lipca 1945 na ręce Skarbu Państwa, w zamian za to proszę o równowartościowe gospodarstwo poniemieckie w powiecie kościerskim, a że to gospodarstwo po Niemcu Adolf Szwonke w Nowych Polaszkach uważam za sposobne, dlatego proszę uprzejmie o przydział tegoż. Nadmieniam, że jestem Polką bez żadnej grupy niemieckiej, tak samo i mój mąż i rodzina pomimo gróźb i dręczeń hitlerowskich pozostaliśmy Polakami. Mój mąż siedział l rok w więzieniu, a ja 6 miesięcy, i w marcu 1944 zostaliśmy wywłaszczeni z naszego gospodarstwa i zmuszeni na szarwark u Niemca pracować, cierpieliśmy bardzo. Wdzydze, 30 października 1945 Zaświadczenie moralności: Niniejszym zaświadcza się, że obywatel Pepliński Jan urodzony dnia 24 maja 1901 w Olpuchu powiat kościerski, zamieszkały we wsi Nowe Polaszki gminy Stara Kiszewa powiat kościerski jest Polakiem, podczas okupacji listy niemieckiej nie podpisał. Z zawodu rolnik, nie posiada własnego gospodarstwa rolnego na terenie tutejszej gminy. Rodzina składa się z 2 osób. Stara Kiszewa, 27 września 1945 Jan Pepliński do Urzędu Repatriacyjnego w Kościerzynie: Niniejszym podpisany proszę uprzejmie Urząd Repatriacialny w Kościerzynie o przydzielenie mi gospodarstwa po byłym Niemcu Albert Bartsch z następujących powodów. Ja, Pepliński Jan urodzony 24 stycznia 1901, Polak, z zawodu rolnik, żonaty. Rodzina składa się z 6 osób. Posiadałem własne gospodarstwo o obszarze 18,39 ha w Olpuchu. pow. Kościerzyna. Dnia 15 października 1945 zdałem to gospodarstwo wraz z budynkami na rzecz Skarbu Państwa. Nadmieniam, że do dnia dzisiejszego zarządzam gospodarstwem po Niemcu Otto Gellman [nieczytelne] Nowe Polaszki o wielkości 27 ha. Wobec tego, że gospodarstwo, którym zarządzam, przekracza ekwiwalent zdanego własnego gospodarstwa, proszę uprzejmie o przyznanie mi gospodarstwa po Niemcu Albert Bartcz 23 ha, które się równa ekwiwalentowi zdanego gospodarstwa. Nowe Polaszki, 14 listopada 1945 [8] Stefan Brzoskowski: Stacja Zblewo. Stajemy. Wysiadam, a tu pustki, nikogo. Biorę moje dwie walizki i wojskowy worek i - kierunek dom. Przychodzę z dworca do szosy na Starą Kiszewę, ciężko nosić tyle bagażu, czekam parę minut i jedzie wóz w tym kierunku, proszę, czy by mnie nie zabrał. Po tylu latach jadę takim pośpiesznym pojazdem, słaby konik, ale posuwamy się naprzód, trochę rozmowy, ale tak wszystko po cichu, jeszcze jest tu wojsko sowieckie... [..] pola na wprost drogi rozmokłe, trochę śniegu i już widać zabudowania, pola rodzinne, jakie dały mi pierwszy chleb, którego mi w świecie nieraz brakowało. Coraz bliżej domu czuję, że lecę jak ptak, nie tykam ziemi i już zachodzę od tyłu, nikt się nie spodziewa, że wracam. Wszystko w człowieku jest odprężone, takie uczucie, że jestem w kraju, domu, rodzinie. Jak zapukać do drzwi, zupełna cisza, przecież oni tu żyją. Wchodzę do mieszkania, pozdrawiam... Ich uściski, łzy radości po tylu latach i tu też zarazem słowa smutku, jakie mi mówią o chorobie brata Józefa, ciężki stan, który przeżywa i właśnie dziś był opatrzony sakramentem świętym na śmierć, bo dni jego policzone. Podchodzę do Józefa, poznaje, ale ciężko mu przychodzi rozmawiać i już dzień i noc byłem przy nim, żeby pilnować i mu pomagać, bo był bardzo słaby. W dniu 5 kwietnia zmarł. Wilcze Błota, kwiecień 1946 [5] Wróciliśmy do Nowych Polaszek, do swojego gospodarstwa. Teraz my mogliśmy użyć Niemców jako siły fizycznej. Szło się do wójta lub przewodniczącego Gminnej Rady, że potrzebuje się ludzi do pracy. Wtedy przydzielali Niemców. U nas były dwie rodziny, ale tylko rok. Jacyś niechlujni, lenie, nie chciało im się pracować. Potem już najmowaliśmy rodziny polskie. Nowe Polaszki [12] Kronika szkolna w Starej Kiszewie: Odbywało się przedstawienie na sali p. Banacha. Około godziny 20.00 pojawiło się około 25 żołnierzy z tak zwanej Armii Krajowej. Po nawiedzeniu posterunku MO. poczty, weszli na salę p. Banacha, wywołali ob. wójta, sołtysa, kierownika ag[encji] pocztowej, milicji, członków PPR oraz urzędników UB. Ostatnich przytrzymali. W tym samym czasie nadjechał samochód z Kościerzyny przywożąc trzech urzędników UB. Wśród nich znajdował się major rosyjski. Wszystkich również przytrzymano. Samochód z Kościerzyny spalono, a urzędników z UB rozstrzelano. Pięciu zabitych legło u wylotu szosy do Zblewa około p. Karymowa. Jeden ciężko ranny trzeciego dnia zmarł. Stara Kiszewa, 19 maja 1946 [9] Józef Gołuński: Ci ubowcy ze Starej Kiszewy byli upomnięci wcześniej, że mają urząd zostawić, bo ich zastrzelą. Mieli ostrzeżenie. Ja wtedy chodziłem na próby amatorskiego kółka teatralnego, zorganizowanego przez chór kościelny. Partyzanci "Łupaszki" przyjechali w trakcie naszego przedstawienia. Obstawili salę i weszli na scenę. Graliśmy pięcioaktową komedię Korzeniowskiego Polacy w Ameryce, ale zdążyliśmy zagrać tylko jeden akt, a jak zaczęliśmy drugi, to oni weszli i wszystko się zakończyło. W pierwszym akcie miałem bardzo krótką rolę kapitana okrętu. W drugim akcie byłem krakowiakiem. Jak weszli, to akurat stałem na scenie. Mówię do kolegi: "To są chyba akowcy, nie wiadomo, co teraz będzie". Przerażony byłem. I wszyscy też. Najpierw poprosili naczelnika poczty, Dziwowskiego, ktoś z nich go wyprowadził, poszli razem na pocztę, gdzie był aparat telefoniczny i uszkodzili go. Potem ogłosili: "Kto jest z UB, niech wystąpi". Dwóch ich wystąpiło, w tym komendant, Jerzy Fajer. Miało ich tam być trzech, ale jeden z nich pojechał do żony i ten śmierci uszedł. W międzyczasie przyjechał samochód z ubekami z Kościerzyny. Major dał rozkaz, żeby ich wszystkich rozstrzelać. Oni wołali, że są Polakami, a jeden z nich był podobno Rosjaninem, ten wolał Boga. Mój wujek to widział. Pociągnęli po nich wszystkich serią z automatu i koniec. Potem rozbili zbiornik z benzyną i samochód się spalił, a razem z nim jeden z ubeków, który wczołgał się pod auto. Stara Kiszewa. maj 1946 [13] Protokół zdawczo-odbiorczy: W sprawie przekazania w użytkowanie gospodarstwa poniemieckiego Englera Alberta położonego w Nowych Polaszkach o ogólnym obszarze 74 ha Powiatowemu Urzędowi Bezpieczeństwa w Kościerzynie. Ob. Różański Michał podkomisarz PUZ w Kościerzynie występujący z ramienia Powiatowego Urzędu Ziemskiego w Kościerzynie przekazuje niniejszym gospodarstwo poniemieckie Englera Alberta wraz z zabudowaniami (wg załącznika nr l), z inwentarzem żywym (załącznik nr 2), inwentarzem martwym (załącznik nr 3), umeblowaniem i sprzętem domowym (załącznik nr 4) - Ob. Sokołowskiemu Władysławowi, sierżantowi PUBP, występującemu z ramienia Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kościerzynie. Kościerzyna, 12 listopada 1946 [8] Józef Gołuński: UB interesowały tylko sprawy polityczne. Namawiali do współpracy. Mnie też, chcieli wciągnąć. Ubek przyjeżdżał do mnie. Ja się nie zgadzałem na współpracę, tłumaczyłem mu: -Raz, nie mam czasu, raz, boję się. A jak będę z kimś rozmawiał, to czy on nie zapamięta, do kogo to mówił? I co pan myśli - że ja mam dostać po łbie albo wyrok? Panu zrobię dobrze, bo pan tych informacji potrzebuje, a ja mam być takim pieskiem. On na to: - Pan nie ma pieniędzy, my panu damy. - Ja nie chcę waszych pieniędzy, nic będę tego robił, ani nie podpiszę. Pan będzie do mnie przychodził, a co pan myśli, że ludzie nie patrzą? Powiedzą, że jestem szpieg, konfident jakiś. Z nerwów dostałem skurczy żołądka. -To podpiszesz czy nie? - pyta. - Nie. Mój tata mi nie pozwolił. Nie mogę tego zrobić i nie zrobię. Nie podpiszę i się nie zgodzę. Pistolet wyłożył: - Nie chcesz, to cię zastrzelę. - A chcesz pan, to strzelaj. Tyle mnie namęczyli, że już mi było wszystko jedno. Potem odsunął pistolet, przyszedł drugi i mówi: "Niech on podpisze zobowiązanie, że nikomu nie będzie mówił o tym, o czym tu rozmawiał z urzędnikiem bezpieczeństwa". W razie, gdybym coś powiedział, to groziła mi kara pięciu lat więzienia. Podpisałem, on to schował do teczki i mówi: - Teraz tak - zgłosisz się jutro o 20.00 na posterunek milicji. - Po co? - Po to, że cię zabiorą. Ubierz się, weź na trzy dni jedzenia. Cała moja rodzina płakała, zmawiali za mnie różaniec. Nikt nie wiedział, czy wrócę. Ciepło na dworze, a ja biorę płaszcz zimowy, czapkę. Idę, a ludzie się gapią. Po drodze spotkałem Lucjana Żeliwskiego. który tym ubowcom wszystko pisał. Bo oni mieli władzę, ale żeby coś pisać, to nie. Lucjan się pyta: "Józef, gdzie ty idziesz?”. Mówię, że na posterunek, bo mam tam sprawę. ,”A po co tam idziesz?" I tak mnie ciągnął i ciągnął, aż w końcu mówi: -Ty nie idź do żadnego milicjanta, tylko od razu do komendanta. On ci coś doradzi, nie będzie tak źle. Komendanta Senki nie było już na posterunku, ale spotkałem go na ulicy. Powiedziałem mu prawdę, a on pomyślał i kazał mi iść do domu. - Wiele się tym nie przejmuj, może z tego nic nie będzie. Jeżeli oni przyjadą, to najpierw do mnie, a ja po ciebie przyjdę. Tylko nie uciekaj nigdzie. Podalim sobie rękę i do dzisiaj nikt po mnie nie przyszedł. Nastraszyli mnie tylko. Strachu ja wtedy tyle wyżył! Stara Kiszewa [13] Tadeusz Urbanowicz: Jak wybory były, to stary Kiedrowski z Nowej Kiszewy wziął te kartki. A ubowcy siedzieli ukryci i patrzyli, kto jakie kartki wkłada. Kiedrowski wkłada głos na Mikołajczyka, na PSL (tu PSL wygrał. miał prawie sto procent), a ci ubowcy już nic mogli wytrzymać - wyskoczyli, wyrwali mu te kartkę i swoja włożyli. On się cofnął i mówi: "Łosemdzesąt lot stary, ale takich welonków (welonki to wybory po kaszubsku), jakich żyje, to ja jeszcze nie widzoł". Sekretarz Michna i kilku innych mieli karabiny, zaczęli strzelać i podpalili stóg: że napad na lokal wyborczy, że urnę spalili i wybory nieważne. I unieważnili tu wybory. Nowe Polaszki, luty 1947 [12] Stefan Brzoskowski: Niby wojna światowa się skończyła, a tu znowu potyczki o władzę, która miała być sprawiedliwa, rząd ludu, a tu się mścili, kto bogatszy, to większy wróg klasowy, bo tak to wtedy nazywano. Ludzie nie stali do siebie, a od siebie, na wsi byli podzieleni na małorolnych, średniorolnych i kułaków. Kułak [o rolnik, który posiadał ponad ł5 ha. a jeżeli jeszcze dobrze sytuowany to dopiero, pomimo iż oddał dostawy, które miał obliczone, to jeszcze przyjeżdżali i zabierali zboże, co i nas spotkało. Chodzili trójkami ludzie z partii po spichlerzach, stodołach... Wilcze Błota [5] Tadeusz Urbanowicz: Jak ktoś nie odstawił na czas, to mówili, że trzeba tych kułaków napiętnować. W Nowych Polaszkach, Starej Kiszewie - w całej okolicy rozwieszali na drzewach, na słupach plakaty. Widziałem taki plakat. Byli na nim wyrysowani moi rodzice, dobitnie, tak że każdy mógł rozpoznać. Ojciec niby chciał już oddać zboże, ale matka trzymała worki; pod tym napis: "Kułak płacze, kułak stęka, a od setek kieszeń pęka". A ci "kułacy" sami zdychali z głodu - za dostawy grosze płacili, wydajność była słaba- nie było nawozów. Ojciec dostał na przykład 1OO kilogramów azotu na 50 hektarów, kiedy potrzeba było 6-7 ton. Później przyjechał z ZMP samochód, Lublin. Taki blaszak, z potężnymi głośnikami, ze wzmacniaczami i we wsi nadawali: "Urbanowicz..., Hiller..., Wierzba..., Sowiński me odstawił tyle i tyle kilogramów". Kto odstawił, tego znów wychwalali. Grali Szumi dokoła las, śpiewali... Dwa tygodnie tę propagandę tu siali, informacje brali z gminy w Starej Kiszewie. Nastraszyli nas trochę. Mój ojciec miał 51 hektarów. Doradzono mu, żeby oddał gminie w dzierżawę 35 hektarów. Zrobili umowę na dziesięć lat... Nowe Polaszki [12] Protokół: W sprawie stwierdzenia gospodarstwa należącego do Przedsiębiorstwa Państwowego Traktorów i Maszyn Rolniczych w Nowych Polaszkach. Komisja w składzie: ob. Wołoszyk Michał - wójt gminy, Kosiecki Jan - prezes Samopomocy Chłopskiej, Treder Władysław - członek Gminnej Rady Narodowej - stwierdziła dnia 30 czerwca 1947 następujący stan gospodarki: Gospodarstwo o zabudowaniach dobrych. Ziemia średnia, stan inwentarza żywego - 4 krowy, 4 konie, l maciora i 2 warchlaki. Ziemia w większej części leży odłogiem, traktorem poorana i zarośnięta chwastami, żytem mało obsiana i w dodatku źle. Zboże wiosenne przedstawia się źle, ziemia po nim źle uprawiona. Chwasty spowodowały zły urodzaj. Z niektórych zbóż nie zbierze się zasiewu, np. Łubin, saradela, mieszanka, z powodu tego, że zostały za późno zasiane. Ziemniaki dopiero wschodzą, gdy w tym czasie inne kwitną. Najlepsza ziemia leży ugorem od zeszłorocznej podórki. Buraki pastewne zarośnięte chwastami. Konie pasą się na łąkach a ziemniaki nie przeorane od zasadzenia. Traktor stoi w stodole, a powinien być zajęty pracą przez cały dzień, dla obrobienia ugorów pod zboże jesienne. Komisja stwierdziła bardzo zły stan gospodarki i przyszła do przekonania, że uprawia się tutaj sabotaż. Komisja proponuje odebranie omawianego gospodarstwa PPTiMR i przydzieleniu go na trzech gospodarzy miejscowej ludności- którzy by byli w stanie zapłacić podatki i zapewnić swej rodzinie dostateczną ilość chleba. Nowe Polaszki, 30 czerwca 1947 [8] Józef Michna, sekretarz Gminnego Komitetu PPR i Gminnego Zarządu Związku Samopomocy Chłopskiej do Urzędu Ziemskiego w Kościerzynie: Zanoszę sprawy z Nowych Polaszek: 1) Ob. Wierzba Józef ma gospodarstwo 27 ha, do tego ma na swego ojca nieżyjącego przydzielone 2,5 ha z domem mieszkalnym. W tym domu mieszka robotnic' i odrabia 50 dni rocznic. Ten robotnik, Grosz Michał, zrobił wniosek, lecz sołtys ani wójt nie potwierdził, bo sołtys i wójt popierał boga. Jutro przyjeżdża Grosz i proszę tą ziemię i dom mu przydzielić, 2) Ob. Kerlin Franciszek ma 40 ha też poniemieckie, połowę ma przydzielona jego teść nieżyjący, z domem robotników. Ci robotnicy. Grosz Franciszek i Bolczak Wazyly, odrabiali 50 dni rocznie. Ci robotnicy proszą o przydział po pół domu i parę ha ziemi i trochę łąki, proszę o załatwienie sprawy na korzyść tych robotników. [...] 6) Nadmieniam, że ci robotnicy wyzyskiwani przez Kerliny i Wierzby, odrabiają 50 dni w roku [nieczytelne], domów tych ci kułacy nie reperują, dachy są popsutej zacieki, nawet do pokoi leci woda, gdy deszcz pada. Należy z miejsca przydzielił tym robotnikom te domy. 7) Domy, które są w posiadaniu Zarządu Gminy jak po Żydzie Hirchwitzu [nieczytelnej i po księdzu ewangelickim są też nic reperowane, jak ten dom, gdzie poczta się znajduje. Cały i to nowy dom się wali, jedno mieszkanie stoi puste, bo gdy deszcz pada, to pełne pokoje wody - ani sołtys Treder ani wójt Wołoszyk o te rzeczy wcale nie dbają. [...] 8) Ob. Bogdanowicz ma zupełnie wyniszczone gospodarstwo, jeździ tylko i marnuje. 9) Ob. Jasiński Edward zupełnie gospodarstwo wyplądrował, a było po jego objęciu w 100 procentach cały martwy inwentarz, maszyny w podwójnym komplecie, nawet i inwentarz żywy był, dzisiaj pole leży odłogiem, bez maszyn ani inwentarza, okropny sabotaż. 10) Ob. Borkowicz Władysław wyniszczył gospodarstwo i zdał go ob. Tuszkowskiemu za 80.000 odstępnego, a sam sobie kupił w Czernikach gospodarstwo prywatne, gdzie te ludzie doprowadzą nasz plan i demokrację ludową, [...] 12) W Starych Polaszkach ob. Jastrzębski ma całe gospodarstwo zrujnowane, domy większą częścią rozwalone, pola nie uprawiane, a sam już co żreć nie ma. Na to wszystko bezwarunkowo proszę zapobiec, a winnych pociągnąć do odpowiedzialności sądowej. Jest to sabotaż i marnowanie mienia państwowego. Sprawę tę proszę z miejsca ruszyć i nie zwlekać ani minuty. P.S. Treder i Wołoszyk i ci wszyscy, którym już dałem naganę i upomnienie za nieprawidłowe gospodarzenie i rządzenie, i ci [z] PSL, wymyślają najrozmaitsze na mnie wyrzuty, by tylko zwalczyć moją pracę sumienną. Kościerzyna, 1948 [8] Kronika szkolna w Starych Polaszkach: Zabłysło po raz pierwszy światło elektryczne w naszej gromadzie. Nie wszyscy posiadają jeszcze instalację wewnętrzną- Na razie oświetlono 18 zabudowań gospodarczych. Jako pierwszy gmach, oświetlono szkołę. Tego wieczora odbyła się nauka na Początkowym Kursie Dokształcającym przy świetle elektrycznym. Stare Polaszki, 20 stycznia 1950 [6] Kronika szkolna w Starej Kiszewie: Zabłysła pierwsza żarówka w szkołę i we wsi. Odtąd budynek posiada światło elektryczne. Okres od marca do końca kwietnia schodzi na wypełnianiu zobowiązań pierwszomajowych. Sam dzień l maja przebiega nadzwyczaj okazale. Cała wieś przystrojona, najokazalej szkoła. Miejscowi nauczyciele biorą czynny udział w dekoracjach i wszelkich przygotowaniach. Szkoła daje całą akademię gminną. Na sali ob. Banacha gromadzi się około 2500 osób. Przed południem w uroczystościach bierze udział około 5000 ludzi. Pochód manifestacyjny pod hasłem walki o pokój wypadł wspaniale. Stara Kiszewa otrzymała jedno z pierwszych miejsc w powiecie. Największe osiągnięcie szkoły w podjętych czynach to zakupienie radioodbiorników za 25.000 zł za sprzedane butelki i złom. Stara Kiszewa, maj 1950 [9] Władysław Nickel do Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Kościerzynie: Uzasadnienie Proszę Wydział Rolnictwa i Leśnictwa PRN o przydzielenie mi 3 morgi łąki od Ob. Tredera Władysława. Wniosek mój tym uzasadniam, że większe gospodarze dostali przydzielone łąki i torfiska od Urzędu Ziemskiego w większych ilościach ha. Ja zmuszony byłem odrabiać za torf czy łąkę dniówki robocze w czasie najcięższej roboty polnej. Wobec tego chcąc się nie uzależnić od bogaczy wiejskich, żebym mógł sobie sam poradzić. Proszę Wydział Rolnictwa Leśnictwa w Kościerzynie o załatwienie mej prośby. Nowe Polaszki, 16 maja 1951 [8] Dominik Sosnowski: W 1951 roku zostałem nauczycielem w Starych Polaszkach. Politycznie nie udzielałem się w ogóle, a moje kontakty z ludźmi ograniczały się do życia towarzyskiego. Zorganizowaliśmy teatr, jeździliśmy nawet do innych wsi. Młodzież zorganizowałem wokół gwiazdorów. Było nas zawsze dwunastu, chociaż nie zawsze byli to ci sami chłopcy. Więc chodziliśmy po wsiach Stare Polaszki i Wilcze Błota przebrani za różne postacie: król Herod, diabeł, aniołowie, dziad i baba, niedźwiedź, grajek, śmierć, koza, żołnierze Heroda. Każdy nas wpuszczał do chaty i zebraliśmy dużo pieniędzy. Większość ofiarowaliśmy na miejscowy kościół. [18] Amatorski teatr w Stalach Polaszkach Anna Narloch: Ksiądz Feliks Ożga został u nas proboszczem w 1951 roku. Kiedy prowadził w kaplicy spotkania z młodzieżą, to zawsze pełne ławki były. Umiał tak zajmująco przemawiać, słowa pełne głębokiej treści, miłości do Boga. Pisał i wysyłał piękne listy do chłopaków będących w służbie wojskowej. Chciał uszlachetnić tę młodzież, aby nie zboczyła z bożych przykazań, aby była prawa, dobra, służyła ojczyźnie. To nie podobało się władzy, chcieli go aresztować. Sąsiedzi księdza już się tego spodziewali. A przy kaplicy była dzwonnica. I tak byli umówieni, że jak partyjniaki przyjadą, to jedna z sąsiadek, co mieszkała blisko plebanii, Leokadia Lubiszewska, zadzwoni w ten dzwon. Pewnego dnia wcześnie rano - wiosną chyba - dzwon zaczął dzwonić. Ludzie się zbiegli i my też lecieli. Jak przybiegliśmy, to już partyjniaki odjechali, a ksiądz Ożga stoi na podwórzu plebanii i mówi: - No, jeszcze mnie uratowaliście... Konarzyny [21] Leokadia Kiszewska: Jak ksiądz Ożga jechał do Olpucha (należy do naszej parafii) końmi, to kobiety szły za wozem, żeby księdza bronić, i z powrotem tak samo. Jak przychodzili ubowcy za księdzem, to ludzie kamieniami w nich rzucali, od płotów sztachety odrywali... [29 maja 1952] Druga godzina po południu, przyjechali samochodami -wojsko czy UB - i do księdza. Pobili go i wzięli przez silę. Widziałam, jak przechodzili koło okna poczty (bo do kaplicy to akurat tędy wszyscy szli) - boso był, bosiutko. prowadzili go, on tak się opierał, a oni go ciągnęli i do samochodu. [Ks. Ożga został aresztowany i w lipcu 1952 skazany na 8 lat więzienia. Wyszedł na wolność w roku 1956.] A o drugiej w nocy przyjechali po mnie z sołtysem. Pytam, po co mnie wiozą. - A to się dowiesz, k..., po co - odpowiedzieli. I zawieźli mnie do szkoły. Tutaj były jeszcze trzy kobiety i paru mężczyzn. Potem w Kościerzynie na UB siedziałam cztery dni; natychmiast zwolnili mnie z pracy - byłam naczelnikiem poczty - za to, że nie doniosłam na księdza, że przynosił do wysłania dużo listów do żołnierzy Konarzyny [22] Stanisław Koliński: Przyjechaliśmy z żoną do wsi Nowe Polaszki, gdzie podjąłem pracę nauczyciela, powoli poznawałem ludzi i historię tego miejsca. Okazało się, że ci gospodarze byli „niedawni” wielu kiedyś pracowało u Niemców. przed wojną gospodarzyli tu Niemcy. Każdy z nich miał swoich robotników do kuchni, do koni, do świń, krów, gęsi - to były duże gospodarstwa. Po wojnie Niemcy stąd wyjeżdżali. Co ci ludzie mogli zabrać? Potem każdy brał, ile mógł i co mógł. I mają do dziś między sobą pretensje - bo on kradł, ale i jemu kradli... Nowe Polaszki [11] Franciszek Treder do Prezydium Powiatowej Rady Narodowej Wydział Rolnictwa i Leśnictwa w Kościerzynie: W Nowych Polaszkach istnieje stary, już nie używany cmentarz ewangelicki, prócz używanego jeszcze nowego cmentarza. Stary cmentarz został zlikwidowany, kamienny mur został rozebrany, a kamienie zabrane przez kamieniołomy z Liniewa. Pozostały na miejscu jedynie dwa filary murowane z cegły, które kiedyś służyły do umocnienia furtki. W filarach tych znajduje się około 360 sztuk cegły palonej, która stoi nieużytecznie i to w pobliżu moich zabudowań. Wydział Rolnictwa i Leśnictwa proszę mniejszym uprzejmie o przyznanie mi cegły owych filarów za odpowiednią zaplata. Cegłę zamierzam zużyć do reperacji mojego chlewa, który gwałtownie potrzebuje remontu. Nowe Polaszki, 8 listopada 1952 [8] Ks. Edmund Talaśka: Kiedy objąłem te parafię [w 1970 roku], cmentarz ewangelicki był całkowicie zdewastowany. To był kiedyś cmentarz dworski, pełno tam było cennych grobowców. marmurowych tablic, rzeźb, żeliwnych ogrodzeń. Okoliczni kamieniarze rozbierali te nagrobki i wywozili stąd; robili z nich nowe. Przyjeżdżali z miasta traktorami i w nocy wyrywali te płyty. A niektórzy mieli nawet oficjalne pozwolenie od władz na taką rozbiórkę "kamienia". Na tym cmentarzu był między innymi grobowiec Alexandra Treichela, ważnej dla Kaszub postaci, a także pastora Alfreda Schmidta, proboszcza ewangelickiego z Nowych Polaszek, znanego z wielkiej dobroci i serdeczności także dla Polaków. Schmidt przyjaźnił się z proboszczem ze Starych Polaszek, ks. Alfonsem Kwiatkowskim. Często spotykali się na drodze pomiędzy Starymi a Nowymi Polaszkami, rozmawiali i wzajemnie się odprowadzali do swoich świątyń. Byli podziwiani przez parafian za to, że mają sobie tyle do opowiedzenia (droga liczyła około czterech kilometrów). Ksiądz Kwiatkowski został potem zamordowany przez Niemców, zaraz po ich wejściu we wrześniu 1939. Pastor Schmidt umarł jeszcze przed wojną, a ostatni pastor z Nowych Polaszek, Mueller, za to, że wstawiał się za Polakami, żeby nie zabierano ich do obozu, został wcielony do Wehrmachtu, wysłany na front wschodni i tam zginął. Cmentarz ewangelicki aż do końca wojny był w dobrym stanie, ale zaraz potem został zniszczony i rozkradziony. Kiedy tam nastałem, wszystkie groby były porozwalane, porozrzucane metalowe tablice (sporo ich jeszcze pozbierałem i zabezpieczyłem), jakieś fragmenty ogrodzeń. Zaskoczyło mnie kiedyś, jak tamtędy przechodziłem, że na cmentarzu palą się znicze. Okazało się. że to córka pastora Schmidta, Ewa Kleinstueck tu przyjeżdżała i zapalała lampki na grobie swojego ojca. Dzięki niej można było dokładnie oznaczyć chociaż ten grób i grób Alexandra Treichela. Chciałem, żeby została jakaś pamiątka po Niemcach, którzy tu żyli. Ci Niemcy nie byli źli, nie było wrogości między tutejszymi Polakami i Niemcami. Po wojnie sporo ich tu przyjeżdżało i odwiedzało dawnych sąsiadów. Otrzymywałem pisma z Niemiec z pytaniami o groby bliskich, o dotyczące ich zapisy w księgach parafialnych, ale takich ksiąg też już tu nie ma. Przyjeżdżały wycieczki z Niemiec z potomkami rodzin stąd i wstyd mi było, że tak to wygląda. Najpierw uporządkowałem stary cmentarz polski, a potem zabrałem się za niemiecki. Parafianie poparli mnie, bo wiedzieli, że pan Treichel był dobry dla swoich polskich pracowników i że pastor też był dobry, starsi mieszkańcy jeszcze go pamiętali, przyjaźnili się z jego córką. To duży cmentarz, o powierzchni około półtora hektara, teraz pusty. Z resztek i dawnych ogrodzeń wokół grobów zrobiłem płot z frontu. Zrekonstruować udało się tylko dwa groby - Treichela i Schmidta. Jest też symboliczny grób, gdzie można zapalić znicz czy położyć kwiaty dla pochowanych tam zmarłych. [20] Całość opracował Zbigniew Gluza przy współpracy Katarzyny Madoń-Mitzner oraz dzięki pomocy Andrzeja Kolińskiego (Duesseldorf) i Wojciecha Kolińskiego (Olpuch - Stara Kiszewa). W zdobyciu materiałów pomogli nam:
Wykorzystane źródła:
Prezentowane na okładce oraz na stronach 2-15 fotografie z kolekcji Alexandra Treichela z lat 1890-1900 pochodzą ze zbioru szklanych negatywów przechowywanych w Archiwum Ikonograficznym Instytutu im. Herdera w Marburgu. W pracach nad tym blokiem zgromadzony został znacznie większy od wykorzystanego materiał tekstowy i ikonograficzny - w archiwum Ośrodka KARTA powstała specjalna kolekcja "Stara Kiszewa ".
Niniejszym składam serdeczne podziękowanie Redakcji kwartalnika "Karta", w szczególności Pani Katarzynie Madoń-Mitzner, która wyraziła zgodę na opublikowanie tego ciekawego artykułu, oraz przysyłając 36 numer kwartalnika umożliwiła tak szybkie jego opublikowanie. Kwartalnik "Karta" można kupić w autoryzowanych księgarniach Ośrodka "Karta". Najbliższa - GDAŃSK-WRZESZCZ: Księgarnia Antyk, ul. Trubadurów 6 (niedaleko przystanku kolejki Gdańsk-Politechnika). Można również zaprenumerować kwartalnik oraz zamówić numery archiwalne przez Internet oraz przez dystrybutorów prasy codziennej. |